Sen o szarańczach


Chwilę zastanawiałem się jak nazwać ten sen, ponieważ jeden post o tytule Sen już jest (zostanie zmieniony). Tytuł tak samo trudno określić jak sam sens, więc nie dziwcie się, że jak większość snów nie będzie się trzymać ani kupy ani d...😀
Rzadko się staje, że pamiętam aż tak dobrze szczegóły.
Zacznijmy od tego, że treść wygląda jak wzięta z jakiegoś SF filmu.
Nadchodził wieczór, kiedy nagle ktoś poinformował nas, że nadciągają tłumy ludzi, którzy podążając od miejscowości do miejscowości plądrują wszystko co im stanie na drodze.
Chyba działo się to jesienią lub wczesną wiosną, ponieważ widziałem na główną drogę w Nydku, gdzie zamiast samochodów widać było prawie biegnącą zgraję.

Jak zwykle w śnie sceny są urywane i kolejna scena zaczyna się o kilka chwil czy godzin później, ale dotarli i do mojego małego domku, którego postanowiłem bronić.
Kolejną sceną było kiedy siedzieliśmy w nad wyraz dużym pokoju i oglądaliśmy TV, "nad wyraz", bo mieszkam w malutkim domku i ten pokój nie pomieści zbyt wielu osób, a teraz w nim siedziało około 10 osób. Kilka osób chodziło po domu i wyżerało wszystko co znaleźli (stąd mój pomysł na tytuł).
Mnie ale w tym momencie niepokoił fakt, że poza ludźmi w domu był również ich pies. Doberman. Dużo większy od naszej Nelly, która będąc mini ratlerkiem otrzymała kiedyś przydomek "Kinder Doberman". Mój niepokój polegał na tym, że z wyglądu istniało ryzyko, zaatakowania naszej małej tym dużym. Nelly stała gdzieś w kącie, a duży przechadzał się po domu. Czasami jak jeden tak i drugi zawarczeli. To mnie martwiło, ponieważ ogólnie wiadomo o naszej Nelly, że rzuca się na większych od siebie, kiedy w swojej zazdrości o innego osobnika dopomina się tego, że to ona jest tu panią. Bardzo często też tak reaguje na pałętającego się osobnika rasy pies, a widząc mnie za sobą skacze mu do szyi albo co najmniej gryząc w tyłek z radością obserwując jak ten ucieka. To nie sen, to fakty, ale teraz w śnie przysparzał mi lęk przed zagryzieniem naszego pupila.

Kilka razy pojawiał się obraz obu psów, ale do gryzienia nie doszło, wręcz później doberman zniknął, jakby już skończyła się jego rola. Za to więcej działo się między ludźmi.
Jak wspomniałem jedni razem z nami oglądali TV inni wyżerali zapasy. Jeden z oglądających nagle postanowił pokazać swoją wyższość okupanta i kliknięciem na pilota wyłączył TV. Wstałem i dostał znacząco w łeb z uwagą, że na co sobie pozwala. Za chwilę stojąc za nimi trzymałem jakiś drąg czy pałkę pokazując, że tak łatwo mną nie zawładną.
Koniec sceny.
Kolejne inne świadczyły o tym, że częściowo nadal byłem panem w swoim domu, kiedy miałem coś do powiedzenia domagałem się krzykiem o uwagę. Niektórzy słuchali, niektórzy w całym tym harmidrze przeszkadzali mi w mojej mowie, w której chciałem powiedzieć co będzie dalej. Wyglądało na to jakbym sam stał się ich szefem zarazem ale broniąc swojego majątku.
Poszliśmy gdzieś jak sądzę w okolice, ale tu już nie było jednoznacznie czy jesteśmy nadal w Nydku.
Znajdowaliśmy się gdzieś na jakimś placu, gdzie było sporo ludzi i kilka samochodów.
Z jakiegoś powodu miałem w ręce wąż. Po chwili siedzący w większym samochodzie (jakiś terenowy) zażądali bym im umył samochód. Z sytuacji wnioskowałem, że byli to jedni z tych "szarańczy", którzy po prostu przywłaszczyli sobie czyjś majątek. Polewałem więc, a kiedy podchodziłem do przodu zauważyłem, że brakuje przedniej szyby. W środku jak na przód samochodu siedziało ich więcej niż normalnie, a ja z zaczepnym pytaniem:
- Umyć wam przednią szybę? - zacząłem bez czekania na odpowiedź lać po nich w samochodzie.
Po chwili byłem znowu z drugiej strony auta, gdzie chciałem polać kolejnego pasażera, bo zauważyłem niedomknięte okno. Nagle woda przestała ciec. Od przechodzącego strażaka dowiedziałem się, że właśnie skończyła się woda w całej miejscowości. Nie wiem jak się to ma do ostatnich upałów, ale jak widać sen zapożyczył sobie sytuację z życia, aczkolwiek u nas ryzyka suszy nie było.

Następnie było jeszcze kilka podobnych scen, kiedy donośnym głosem, nawet z użyciem wulgaryzmu przywoływałem innych do słuchania tego co mam do powiedzenia. Co ciekawe, wśród tych, których twarze widziałem, byli to młodzi ludzie, a nierzadko nastolatki. Dowiedziałem się nawet skąd przybyli. Nie wiem co to ma znaczyć, ale przyszli z Karviny, jakieś 35 km stąd.

Sen kończył się tym, że spoglądałem na ponurą i opustoszałą okolicę jak po nalocie szarańczy.
Nie było słońca, pola i łąki ogołocone, trawa zdeptana, wody nie ma. Pozostała jedna myśl do kogoś stojącego obok:
-  Nic tu po nas, trzeba iść dalej.
Nie przywiązuję uwagi do snów, ani też nie staram się ich zapamiętywać na siłę, ale jeśli ktoś chce spróbować podać mi wykład lub po prostu skomentować, bardzo proszę. Zrobicie mi tym wielką radość🙂.

2 Komentarze

  1. Tłumaczę sen :.. Twoja sunia ma dość traktowania jej jak kociaka, to ze jest malusia nie znaczy że można ją traktować jak maskotkę. W głębi duszy czuje się psem obronnym, ba.. nawet zabójcą. usiłowała Ci wcześniej "wyszczekać" swoje racje, niestety niczego nie skumałeś. W jakiś sobie tylko znany sposób pojawiła się w Twoim śnie, mając nadzieję że właściwie odczytasz przekaz.Koniec )))

    OdpowiedzUsuń
  2. Małgosia zmarła dzisiaj rano...

    Adres bloga wzięłam z Jej listy, przepraszam, że zawiadamiam w ten sposób...

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję.