Wędrowanie po górach. Pierwszy kontakt z zimą


Jak większość wie, uwielbiam góry.
Rowerowy sezon zamknąłem licząc na to, że znajdzie się alternatywa.
No i znalazła się🙂.
W niedzielę miałem przyjemność wybrać się na Stożek.
Start w Wiśle, w tym celu musiałem wstać już o 6 rano. Śniadanie, przygotowania do wycieczki, czyli jakiś prowiant, coś ciepłego do picia i odpowiedni ubiór. W normalnych codziennych warunkach jestem przygotowany do wyjścia w ciągu kilku, maksymalnie kilkunastu, minut. Jednak przed wycieczkami rowerowymi czy teraz pieszymi, trwa mi to o nieco dłużej.
Z uwagi na odległość do Wisły ok. 30 km miałem zamiar wyjechać o 7:15, ale nie wyrabiałem czasowo, z tego też powodu szybciutko przez telefon zamieściłem krótką informację, żeby w razie ewentualnego spóźnienia na mnie poczekali. Mam nadzieję, że nie będzie tego czytał żaden policjant i nie wykorzysta poniższego jako dowód wykroczenia🙂. Wyjechałem o 7:30 a dokładnie o 8:00 stanąłem w umówionym miejscu, pod bramą znajomych, na pierwszej mniejszej zbiórce.Po raz kolejny... pochwalę się, a co😜 ...byłem punktualny. Od moich najmłodszych lat jest to moja silna strona charakteru.
W oczekiwaniu na przybyłych wyciągnąłem termosik z kawą. Z braku czasu nie było szans wypić na spokojnie w domu.
Powoli nasze grono się powiększało.
Ruszyliśmy, jedni pod sklep, by zakupić przede wszystkim kiełbaski na ognisko, drudzy po spóźnialskiego, który zaspał.
W wyniku jakichś okoliczności spotkaliśmy się wszyscy na parkingu przy sklepie, nadal bez kolegi, który chyba serio miał problem z obudzeniem.
Wykorzystałem czas na dopijanie kawy, bo bez kawusi ani rusz😀.


Dość chłodne rano i gorąca kawa nie była zupełnie wystarczająca więc po chwili przypomniałem sobie o czapce.
Doczekaliśmy się na spóźnialskiego punktualnie z godzinnym opóźnieniem😀.
Jeśli to będzie czytał, to chcę zaznaczyć, że w żadnym wypadku nie chcę go krytykować, bo była to po prostu jedna, z wielu w tym dniu, przyczyn do śmiechu. Oczywiście nie jego osoba, ale cały przebieg wycieczki, która odbywała się w bardzo przyjemnym nastroju.
Dojechaliśmy samochodami do dworca w Głębcach i stamtąd ruszyliśmy liczną, bo (bodajże) 20 osobową grupą niebieskim szlakiem na Przełęcz Łączecko.


Włączyłem swojego garmina by zapisać trasę.
Teraz już chłód nam nie przeszkadzał, spokojny marsz rozgrzewał nas dostatecznie.


Poznając nowych towarzyszy podróży podziwialiśmy coraz lepsze widoki.


Jesień już zrobiła swoje, a zmieniając na przełęczy szlak na czerwony w kierunku Kiczor, przekonaliśmy się, że nadchodzi zima.
Z początku lekko...


...ale czym wyżej tym bardziej zachwycaliśmy się tym, co potrafi zdziałać przyroda, a w tym przypadku mróz.


Po chwili byliśmy już na Kiczorach (989m).


Poza ślicznie zmrożoną okolicą rozlegały się, dobre jak na taką pogodę, widoki na polską stronę.


Czechy były bardziej ogarnięte zimą, więc zbytnio nie podziwialiśmy widoków. Tak czy inaczej było to idealne miejsce na pierwszy postój. Posiłek, a przede wszystkim coś na rozgrzewkę.
Ilość osób była dość proporcjonalna do rodzajów rozgrzewających trunków.
Ja oferowałem kawę (zbożową) Inka, która wbrew pozorom, głównie ze względu na zachowaną temperaturę, cieszyła się powodzeniem.
Wspaniała okolica i panująca ciepła atmosfera przyczyniała się do licznych zdjęć.


Nie sposób by opublikować wszystkie zdjęcia, ale jeśli jesteście użytkownikami FB i co najmniej macie w znajomych kogoś z uczestników wyprawy, to zapraszam do albumu. Chociażby po to, żeby was zachęcić do aktywnego trybu życia, podobnie jak to czyniłem opisując swoje rowerowe wyprawy.

Podziwiam wszystkich, którzy lubią jak ja góry, ale warto wspomnieć Davida i jego, nie kończący się, zapał do jazdy na rowerze.

0

Nie mogę też nie wspomnieć o trzech najmłodszych uczestnikach wycieczki, którym rodzice, od małego, wszczepiają tę przyjemność. Chwała im za to🙂.
Kawałek dalej nie można było nie zatrzymać się przy skale, na którą obowiązkowo trzeba było się wspiąć.


Ostatni raz na tej skale stałem ponad 20 lat temu.
W zeszłym roku odwiedziłem ją na rowerze, ale nie spotkałem nikogo, kto by uwiecznił moje wejście, więc nawet się nie wspinałem.
Stwierdziłem, że przed laty wspięcie się na tę skałkę, było o wiele łatwiejsze i nie sądzę, że spowodowane to jest moim wiekiem, ale tym, że ręce i nogi częstych odwiedzających oszlifowały jej krawędzie.
W zasadzie skały są dwie. W naszym przypadku można je nazwać, męską i damską😀, bo na tę drugą wchodzi się o wiele łatwiej.


Idąc granicą, przechodziliśmy przez wierzchołek Krkavice (960m), który niektórzy na pewno przeoczyli, podążając do celu, czyli Stożka.


Poniżej połączyliśmy się z powrotem z niebieskim szlakiem, z którego wcześniej zeszliśmy na czerwony. Teraz w zasadzie towarzyszyły nam dwa niebieskie szlaki, polski i czeski.
Podobno zamiarem jest by szlaki zostały poprawione skoro już w zasadzie nie mamy granic.
Po chwili przeszliśmy koło schroniska po to by przed planowanym ogniskiem wejść na Wielki Stożek, bo później się nam nie będzie chciało.
Tu było dobre miejsce do grupowej fotki.


Niestety z niewyjaśnionych mi dotąd przyczyn, zabrakło na tym zdjęciu 2 albo nawet 3 osób.
Wielka szkoda😟.
Niektórzy zeszli już z powrotem pod schronisko i przygotowywali "się" do ogniska. Ja nie mogłem się powstrzymać by nie zatrzymać się o "chwilę" dłużej i zachwycać się okolicą oraz tym co narobił mróz.
Od małych ździebełek (aż się dziwię, że słownik puścił to słowo) trawy...


...po gałęzie drzew



Tak ostre lodowe kolce, że kiedy chwilę wcześniej wychodziłem spod drzew i poprawiałem czapkę, ukłułem się dosłownie do krwi. Zaskoczony szukałem na czapce jakiegoś kolca z drzewa, ale tym razem dosłownie wsiąkł😀.
Najbardziej urzekł mnie widok zamarzniętego czeskiego szlaku w kierunku Filipki.


Doskonale pamiętam, że prze 14 laty tędy szedłem na swoją pierwszą randkę do Czech🙂.
Dużo dużo wcześniej jak już zakochałem się w górach powiedziałem kiedyś do babci:
Muszę sobie znaleźć dziewczynę z gór
Wierzcie - nie wierzcie, znalazłem wcale nie szukając, ale tym milej wspominam ten okres, ponieważ już wtedy wiedziałem, że mi się tu spodoba.
Okolica zachwyciła mnie tym bardziej, że dzięki Mariuszowi odkryłem skalną półkę, o której nie miałem pojęcia.


Muszę przyznać, że Mariusz zaimponował mi posiadanymi informacjami dotyczącymi nie tylko roku 1920, czyli utworzenia tej granicy. Więcej z historii można poczytać wewnątrz schroniska, które jest najstarszym schroniskiem w Beskidzie Śląskim.

Dołączyliśmy do ogniska, które już było rozpalone i wszyscy wypakowywali swoje plecaki przygotowując się do uczty.
Tylko, że ta uczta to nie tylko pieczone kiełbasy!
Zaczęło się od rozlewania szampana po bardzo udanym strzale korkiem.
Powodem były urodziny Ewy i Tomka (w tygodniu).
Dłuuuuuugo śpiewaliśmy Sto lat, a następnie ku mojemu zaskoczeniu, bo w ogóle o tym nie pomyślałem, ludzie zaczęli wyciągać prezenty. Marcin w plecaku doniósł nawet kwiatek!
Na pewno tych prezentów było wiele i świetnych, ale działo się to tak szybko, że chyba nawet nikt nie upamiętnił tego na zdjęciach.
Życzenia, całusy i cały kawał ciasta, z poświęceniem wniesiony na sam szczyt przez jedynego gentelmantela z całego męskiego towarzystwa (to nie ja😜).

Nie byłem chyba jedyną osobą, która nie znała wszystkich z wyprawy, ale wszystko szło tak sprawnie, poprzez przygotowywanie drewna, patyków na kiełbasy... że odnoszę wrażenie, że bardziej zgranej ekipy nie spotkałem.


Zgranie również polegało na tym, że dzień wcześniej na głos zastanawiałem się (w grupie na FB) co ja będę opiekał, na co będący w pogotowiu Marcin miał szybkie rozwiązanie:
- Szaszłyki z np. cebuli, pomidora, pieczarek, papryki, bakłażana, cukinii.
Za chwilę i ja miałem co jeść🙂.


Pełna improwizacja. Nigdy w życiu nie opiekałem warzyw na ognisku.
Zapomniałem cebuli, ale miałem cukinię, pieczarki, paprykę a nawet pomidory.
Okazało się, że miałem się z kim podzielić swoimi specjałami.
Nie do końca upieczoną, albo nawet wcale, cukinią, zajadaliśmy się wspólnie z Małgosią, a na ewentualność, że nie byłoby to tak syte jak dla większości pieczone kiełbaski, w zanadrzu miałem (czeskie) rożki z pasztecikiem na bazie soji, czy też innych tego typu jak np. fasola itp.

Rozpisałem się, ale musicie mi wybaczyć, nie da się tego streścić w kilku zdaniach😜.


Nie licząc nieprzyjemnego dymu w oczach, siedziało się nam tak dobrze, że nie wiem nawet jak długo tam byliśmy. Kiedy padł sygnał do powrotu, byłem zaskoczony, że już.
Domyślam się, że pewnie dlatego, że zjedliśmy już wszystkie zapasy i teraz z dużo lżejszymi plecakami mogliśmy schodzić w dół😁.
Na drogę powrotną wybraliśmy szlak zielony, który zaprowadził nas do Łabajowa.
Zaraz na początku schodzenia jednemu z naszych towarzyszy wysiadło kolano. Mogę sobie wyobrazić ten ból i dyskomfort schodzenia w dół. Trudno się też dziwić temu, że większość z osób odpoczywających aktywnie muszą się liczyć z kontuzjami.
Pozytyw jest w tym taki, że ktoś inny miał opaskę przeznaczoną do takich kontuzji.
To, że nikt nie miał pojęcia jak ją zawiązać, to już szczegół🙂.
Najważniejsze, że wszyscy dotarliśmy do samochodów.
Prawie u celu podziwialiśmy chyba jedyny w swoim rodzaju most.


Nie znam historii tego mostu, ale stoi tu odkąd pamiętam🙂, a co najważniejsze nadal jeżdżą po nim pociągi i to nie takie jakimi zaczynałem swoją przygodę z tym wspaniałym miastem jakim jest Wisła.


Ludzie wielokrotnie zachwycają się takimi miastami jak Kraków, czy Praga. Dla mnie od lat najprzyjemniejszym miastem jest właśnie Wisła i podobnie jak z tym szukaniem żony z gór, nie spodziewałem się, że będą miał tak blisko i do tego tyle okazji, by poodwiedzać stare zakamarki.

Wycieczka zakończyła się bardzo pomyślnie i ku wielkiemu zadowoleniu wszystkich uczestników.
Przeszliśmy 13 km i o 15:45 żegnaliśmy się serdecznie.
Na prawdę serdecznie, ponieważ nie było osoby wielokrotnie nie uściskanej. Góry zbliżają ludzi🙂.
A że wszystkim się podobało, można było się przekonać jeszcze tego samego wieczoru, kiedy powstał pomysł wycieczki na kolejną niedzielę:
Z przełęczy Salmopol/Biały Krzyż przez Malinowską Skałę na Skrzyczne, co daje z drogą powrotną jakichś 17km.
Start o 8, więc kto chce, niech przybywa🙂.

Dziękuję wszystkim za wspaniałą atmosferę i jestem przekonany, że jeszcze będzie ku temu nie jedna okazja by razem wyruszyć na szlak.

0 Komentarze