Życie bażanta w metrach


Założę się, że czegoś podobnego nie czytaliście, aczkolwiek fabuła przypomina mi opowieść z Beskidów.😀 Czytać może nie czytaliście, ale pewniakiem wy, albo co najmniej ktoś z waszych znajomych przeżył to na własnej skórze. Skopiowałem i własnoręcznie przetłumaczyłem z czeskiego, "kradnąc" znajomemu z grupy kierowców autobusu na fb.

Jesień = stówki idiotycznych zdezorientowanych bażantów wypuszczonych z Bażantowa.
Dziś spotkałem ich ze 40, zawsze w dwójkę, jeden w rowie, drugi na krawędzi pobocza i jezdni.
To podpowiedziało mi pewną teorię, że ten w rowie robi sobie jaja z tego drugiego i podpowiada mu.
Innego wytłumaczenia nie mam.
Życie bażanta w metrach:
500 metrów: Hej gościu, widzisz to auto, które się zbliża? Zachowuj się normalnie, bądź spokojny. Tak aby kierowca wiedział, że nie jesteś idiotą i nie chcesz żeby cie przejechał.
300 metrów: Wiesz co? Teraz się rusz. Tylko tak przestąp z nogi na nogę żeby kierowca troszkę zwątpił. Będą jaja.
100 metrów: Ej, gościu, teraz dojdź do środka jezdni niepewnym krokiem, noga (kurza) za nogą. Tak, żeby kierowca się zaczął zastanawiać nad tym, czy serio z ciebie taki kretyn.
50 metrów: Wróć do pobocza. Pięknie żeśmy kierowcę postraszyli. Spoko, nie jesteś idiotą, no nie.
10 metrów: Zupełnie spokojnie stój na poboczu. Patrz w inną stronę, tak aby kierowca nie pomyślał, że na przykład wbiegniesz.
5 metrów: Biegnij!!!
4 metry: Biegnij do tej jezdni. Wytrzeszcz oczy, zacznij krzyczeć jakby cię mordowali. Na kierowcę rzuć wymownym spojrzeniem w stylu: Dlaczego akurat ja mam zdechnąć i to pierwszy dzień na wolności.
1 metr: Zacznij machać skrzydłami. Zrób to trochę dramatyczniej. Zmuś kierowcę aby zapiszczały hamulce.
0 metrów: Ej, gościu. Dałeś radę. Widziałeś tego przerażonego kierowcę jaki miał strach? Jak hamował tak bardzo, że mu wyleciały zakupy z tylnego siedzenia na przednia szybę? Ja cie... oo, patrz jedzie kolejny. Tylko spokojnie, będą jaja.

Nie wiem jak wy, może mi opowiecie w komentarzach, ale ja stosunkowo nie dawno o mało nie dostałem zawału, kiedy kątem oka zauważyłem nadlatującego z prawej strony ptaka. Sójka albo co najmniej gołąb, coś tej wielkości. Pewnie gołąb, ponieważ ten w krwi ma kurierstwo (mam na myśli gołębie pocztowe), a sójka zanim się gdzieś wybierze, to wiecie, podobno długo trwa😉.
Szybki był i przyleciał "znikąd", także żaden manewr nie wchodził w grę. No i plask! na przednią szybę. Mówię wam, zawał! Ale co ja. Ja, luzik.
Tylko pani na przednim siedzeniu zastanawiała się czy w ogóle jeszcze kiedyś pojedzie autobusem.
Wierzcie nie wierzcie, ale ptaki to takie złośliwe stwory, że nigdy nie wiadomo. Coś o tym może powiedzieć jedna znajoma, a że powiedziała to owszem - opisała to w swoim blogu.
No i jak już napisałem: Wierzcie nie wierzcie, jednej znajomej pani kierowczyni autobusu leciał taki jeden kos jak kamikaze, dziobem na przód! Myślicie, że w ostatnim momencie skręcił? No co wy, przecie mówię, że złośliwe. Normalnie swoim dziobem zrobił dziurkę do szyby. Serio!
Weź tu potem tłumacz szefowi, że to ptak.

Taka ciekawostka dotycząca języka czeskiego:
W języku czeskim kurza lub inna ptasia noga ma swoje słowo "pařát". Zaskakująco nie znalazłem polskiego odpowiednika, a to zawsze twierdziłem, że Polacy mają bogatszy słownik😉.

0 Komentarze